Jestem nauczycielem. Realizuję autorski program Origami z wierszykami z dziećmi młodszymi.

Moje zdjęcie
Olsztyn, Warmińsko-mazurskie, Poland
nauczyciel z pasją, autor wierszy dla dziei

piątek, 25 listopada 2016

Bajka o psotnej kózce





Na podwórku u rolnika,
zamieszkała kozia mama,
z mężem, córką i synami,
w swej rodzinie zakochana.

Mama, koza doświadczona,
o swe dzieci bardzo dbała,
jak jeść, chodzić, być wesołym
codziennie im powtarzała.

Miała małą, śliczną córkę,
którą Zochną nazywała,
oraz snów, trochę starszych,
także męża Waldemara.

Mąż Waldemar, jak przystało,
śmieszną, kozią bródkę nosił,
po podwórku paradował,
nikogo o nic nie prosił.

Opiekował się rodziną,
czuwał nad jej bezpieczeństwem,
lecz gdy widział zagrożenie,
wykazywał się swym męstwem.

Żona dumna była z męża,
że dba o własną rodzinę
i  nad swoimi synami
trzyma twardą dyscyplinę.

Kózka Zochna, od małego,
była pupilką tatusia,
to co chciała, to robiła,
rozbrykana ich córusia.

Synowie byli posłuszni,
nie skakali, nie brykali,
robili co chciała mama,
młodszą siostrę pilnowali.

Kiedy Zochna uciekała,
na miejsce ją przyganiali,
ojciec mówił srogim głosem,
żeby się nie oddalali.

Zochna wielką psotką była,
raz ze sznurka zjadła pranie,
potem brzuszek ją rozbolał,
myślała, że będzie lanie.

Zjadła sznurek i klamerki,
także koszyk wiklinowy,
wszystko co pod ręką było,
nie brała nic do swej głowy.

Kiedyś zjadła też poduszkę,
co na płocie się wietrzyła,
pióra jak puch białe lecą,
ona się nie zasmuciła.

Mama Zochny kiwa głową,
co jej córka znów zbroiła,
więc do męża Waldemara,
tymi słowy przemówiła.

Trzeba porozmawiać z córką,
żeby się uspokoiła,
może skarcić troszkę trzeba,
aby więcej nie broiła.

I tym razem się upiekło,
ojciec swoim łbem pokiwał,
z małą,  śmieszną  kozią bródką,
złego się nie doszukiwał.

Matka ręce załamuje,
że jej córka tylko psoci,
nie chce słuchać swych rodziców,
wszystko wkoło ogołoci.

Przeskoczyła raz przez płotek,
do ogródka się dostała,
zniszczyła kilka sztachetek,
kapustą się zajadała.

Obskubała wszystkie drzewa
z kory i zielonych liści,
winogrona zaś z pergoli,
obskubała z wszystkich kiści.

Matka patrzyła z oddali,
co też robi mała kózka,
wzięła kija, by z ogródka
wygonić tego intruzka.

Stary cap stanął w obronie,
swojej córki ukochanej,
nie pozwolił skarcić córki,
uciekła więc do obórki.

Stara koza lamentuje,
jakie szkody jej zrobiła
i w tym czasie przed chałupą,
dzbanek ze śmietaną zbiła.

Szkoda dzbanka i śmietany,
sztachet w płocie,  też kapusty,
trzeba porozmawiać z Zochną,
przemówić jej w rozum pusty.

Mała kózka wysłuchała,
co jej mama powiedziała,
odwróciła się na ratce,
po podwórku poskakała.

Na wóz z sianem raz wskoczyła,
do stodoły pojechała,
przykucnęła cicho z boku,
rolnikom się przyglądała.

Tu nie zabawiła długo,
choć siano jej smakowało,
usłyszała lament mamy,
pewnie znowu jej szukano.

Mała kózka więc wróciła,
na podwórko, skąd wybyła,
gdy ją zobaczyła mama,
to się bardzo ucieszyła.

Gdzie chodziłaś córko moja,
nie oddalaj się daleko,
możesz zgubić się na dobre,
spaceruj tu niedaleko.

Żebym mogła widzieć ciebie,
bo gdy będziesz potrzebować,
tata oraz twoi bracia,
będą mogli cię ratować.

Zagrożeń wszędzie jest dużo,
przy dorosłych lepiej być,
oni zawsze cię obronią
i spokojnie możesz żyć.

Mała kózka podskoczyła,
dwa razy się obróciła,
raz na schody, raz na płotek,
jednym susem naskoczyła.

Ciągle broi mała kózka,
bracia za nią wciąż biegają,
mama z tatą ją kochają,
na wszystko jej pozwalają.

Zobaczyła raz na polu,
jakiś potwór sobie stoi,
z jedną nogą, w kapeluszu,
ale ona się nie boi.

Zochna blisko się zakradła,
by zobaczyć kto to taki,
to zwyczajny strach na wróble,
który straszy wszystkie ptaki.

W marynarkę jest ubrany
i kapelusz z dużym rondem,
na spodniach ma łaty wielkie,
może straszyć swym wyglądem.

Wszystkie ptaki uciekają,
przed strachem z tymi łatami,
mała kózka w jednej chwili
zaskoczyła go figlami.

Łapie go za rękaw długi,
w koło powolutku chodzi,
chce kapelusz z głowy zerwać,
ale jej to nie wychodzi.

Nie chce dawać za wygraną,
kilka razy więc skakała,
mała nóżka się omsknęła
i w dwóch miejscach się złamała.

Pojechała mama z kózką,
prześwietlenie jej zrobili,
złożyli złamaną nóżkę,
opatrzyli, w gips włożyli.

W łóżku leży mała kózka,
już nie psoci, już nie skacze,
boli, ciągle mówi mamie,
całymi nocami płacze.

Mała kózka myśli sobie,
gdybym starszych posłuchała,
teraz zamiast leżeć w łóżku,
po podwórku bym brykała.














sobota, 1 października 2016

Przyszła jesień do parku


        autor. Teresa Rutkowska - Wojciechowska


Jesień przyszła jak zwykle
we wrześniu o poranku,
ciepła i kolorowa,
siadła na ławce w parku.

Oglądając się wkoło
na słońce popatrzyła,
rzuciła kolorami,
na oczach park zmieniła.

Mniej jest liści zielonych,
chociaż ich nie brakuje,
są złote, brunatne, żółte,
wiatr je niesie, kołuje.

Jarzębinowe drzewko
koralami przybrała,
zebrane w baldachimy
czerwienią obsypała.

W trawie, wiewiórka ruda
żołędzie wypatrzyła,
pomyślała, że będzie
zapasy z nich robiła.

Pod drzewami kasztany
brązowe i dorodne,
z zielonych łupin patrzą,
w dni słoneczne, pogodne.

Na trawnikach dywany
z liści się rozkładają,
wrzosy z fioletu dumne,
wieczorem świerszcze grają.

Jesień ze swego dzieła
jest rada  i szczęśliwa,
za trzy miesiące przyjdzie
bielutka, mroźna zima.

                   

niedziela, 25 września 2016

Przyszedł kotek do lekarza


Przyszedł kotek do lekarza,                                                                                                   jestem chory już od rana,                                                                                                  wszystko boli mnie, powiada,                                                                                        głowa, ucho i  kolana.

Lekarz zbadał więc chorego,                                                                                      pogrążył myśli głęboko,                                                                                                  zajrzał do ucha lewego,                                                                                             popatrzył też w prawe oko.
                                                                                                    
 Kocie, nie wiem co robiłeś,                                                                                                 że choróbsko cię dopadło,                                                                                             pewnie pływałeś w jeziorze,                                                                                                   jadłeś chyba co popadło.

Lekarz wypisał receptę,                                                                                       niewątpliwie jesteś chory,                                                                                             musisz zażywać lekarstwa,                                                                                                  nie popijać coca – coli.

Nie jeść lodów orzechowych,                                                                                        wykradać z talerza mięsa,                                                                                              ciastek z cukrem nie smakować,                                                                                           nocami się nie wałęsać.

Mleko musisz pić z miseczki,
na słońcu swój grzbiet wygrzewać,
cicho skradać się za myszką
i nie wchodzić na szczyt drzewa.

Powinieneś odpoczywać,                                                                                                      nie przemęczać się, nie skakać,                                                                                     mruczeć możesz swe mruczanki,                                                                                      spać i smacznie sobie chrapać.

            Teresa Rutkowska - Wojciechowska

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Feliks Nowowiejski - wiersz

Rok 2016 został ogłoszony Rokiem Feliksa Nowowiejskiego

Wiersz

Feliks Nowowiejski


Urodził się tu, na Warmii,
w małym miasteczku Barczewo,
w rodzinie zacnego krawca,
muzyk, nie jakiś Romeo.

Kochał muzykę od dziecka,
rodzice więc go posłali
tajniki dźwięków poznawać,
talentu nie blokowali.

Grał w barokowym kościele
pielgrzymom w Świętej Lipce,
potem w zespołach muzycznych,
pisał utwory  na skrzypce.

Poznawał trudne arkana
chorału gregoriańskiego,
kompozycji, polifonii
i śpiewu chóralnego.

Skomponował muzykę
do Roty Konopnickiej,
do Warmio moja miła,
znanej  pieśni patriotycznej.

Za muzykę kościelną,
kompozytora wielkiego,
otrzymał przywilej
szambelana papieskiego.

Skromny muzyk z Barczewa,
zdolny, wszyscy już wiecie,
za wkład w polską muzykę
jest znany na całym świecie.


                                Teresa Rutkowska - Wojciechowska











wtorek, 7 czerwca 2016

WAKACJE



Ostatni dzwonek zadzwonił,
książki do szafy składamy,
wakacje się zaczynają,
dzisiaj szkołę żegnamy.

Jeszcze tylko świadectwa,
za dobrą naukę nagrody,
bo lato już nadeszło,
czas odpoczynku, przygody.

Pojedziemy nad morze,
nad jeziora z plecakiem,
na obozy, kolonie,
rajdy, spływy kajakiem.

Będziemy wojażować
po równinach i górach,
robić filmy i zdjęcia,
myślami bujać  w chmurach.

Wakacje, hej wakacje,
każdy dziś jest wesoły,
wypoczęci i zdrowi
wrócimy znów do szkoły.
                           
                       Teresa Rutkowska - Wojciechowska

środa, 18 maja 2016

Pierwszy kwiatek

Pierwszy kwiatek w ogródku,
choć gdzie nie gdzie śnieg leży
swoją główkę wychyla nieśmiały,
do słoneczka się zwraca
liliowymi płatkami,

jakby go o ciepło błagały.

Mój ty kwiatku wspaniały,
zwiastun wiosny przynosisz
po tej zimie srogiej i długiej,
 traw wschodzących są kępki,
śpiewy ptaków na drzewach
a w plenerze malarskie sztalugi.

Coraz wyżej do słońca
kwiat łodyżkę swą wznosi,
coraz więcej liści zielonych,
malarz pędzlem na płótnie
barwy wiosny nanosi,
więcej ciepłych dni upragnionych.

                                        Teresa Rutkowska - Wojciechowska      

kwiatek wykonany metodą Origami

czwartek, 18 lutego 2016

Wiosna czarodziejka

Wiosna czarodziejka

Blaskami rozświetlona,
mała, radosna wróżka,
idzie w leśnym zaciszu,
gdzie sosny i gdzie brzózka.

 Rozgląda się na boki,
 swą różdżką zmienia świat,
 pąka małego muśnie,
 z niego powstaje kwiat.



                                         Tak chodzi przez dnie całe,
                                         pachnie wszystko dokoła,
                                             pod każdym jej dotknięciem
                                             kwitną drzewa   i zioła.

                                             Ta wróżka czarodziejka,
                                             to wiosna się nazywa,
                                             w marcu do nas przychodzi,
                                             zielenią świat ożywia
.
                                                                    Teresa Rutkowska - Wojciechowska

sobota, 23 stycznia 2016

Wiersz "Kolorowe liście"

autor: Teresa Rutkowska-Wojciechowska

Z drzew liście spadają,
wiatr je niesie daleko,
różne mają kolory,
lecą polem, nad rzeką.

Żółte jak słoneczniki,
zielonych nie brakuje,
każdy z nich po swojemu,
zwiewnie, lekko kołuje.

Są czerwone, brunatne,
mają odcienie brązu,
wirują liście złote
buku, klonu i wiązu.

czwartek, 7 stycznia 2016

Kulig


autor: Teresa Rutkowska - Wojciechowska

Na dworze mróz mrozi,
pędzi kulig lasem,
sanie i saneczki
ciągnie konny zaprzęg.

Dźwięcznie dzwonki dzwonią,
pochodnie trzaskają,
śnieżną, białą drogę
gwiazdy rozświetlają.

Koń biegnie rytmicznie,
spod kopyt skra leci,
tą zimową sanną
radują się dzieci.



sobota, 2 stycznia 2016

Idzie jesień

autor: Teresa Rutkowska - Wojciechowska


Leśną dróżką idzie jesień,
w swym fartuszku dary niesie,
borowiki i koźlaki,
smardze, rydze i maślaki.

Wrzos fioletem malowany,
babie lato niby muślin,
duże grona jarzębiny.
owoce czarnej jeżyny.

Jeszcze żołędzie, kasztany,
do swego fartuszka wrzuca,
świat wybarwia czerwieniami,
złotem, żółcią i brązami.

Świerszcz gra cicho przy kominie,
coraz później słońce wschodzi,
jesień niesie szyszki, zioła,
nostalgicznie dookoła.