Bajka
o psotnej kózce
autor:
Teresa Rutkowska - Wojciechowska
ilustracje: Monika Dreger
Na
podwórku u rolnika,
zamieszkała
kozia mama,
z
mężem, córką i synami,
w
swej rodzinie zakochana.
Mama,
koza doświadczona,
o swe
dzieci bardzo dbała,
jak
jeść, chodzić, być wesołym
codziennie
im powtarzała.
Miała
małą, śliczną córkę,
którą
Zochną nazywała,
oraz
snów, trochę starszych,
także
męża Waldemara.
Mąż
Waldemar, jak przystało,
śmieszną,
kozią bródkę nosił,
po
podwórku paradował,
nikogo
o nic nie prosił.
Opiekował
się rodziną,
czuwał
nad jej bezpieczeństwem,
lecz
gdy widział zagrożenie,
wykazywał
się swym męstwem.
Żona
dumna była z męża,
że
dba o własną rodzinę
i
nad swoimi synami
trzyma
twardą dyscyplinę.
Kózka
Zochna, od małego,
była
pupilką tatusia,
to co
chciała, to robiła,
rozbrykana
ich córusia.
Synowie
byli posłuszni,
nie
skakali, nie brykali,
robili
co chciała mama,
młodszą
siostrę pilnowali.
Kiedy
Zochna uciekała,
na
miejsce ją przyganiali,
ojciec
mówił srogim głosem,
żeby
się nie oddalali.
Zochna
wielką psotką była,
raz
ze sznurka zjadła pranie,
potem
brzuszek ją rozbolał,
myślała,
że będzie lanie.
Zjadła
sznurek i klamerki,
także
koszyk wiklinowy,
wszystko
co pod ręką było,
nie
brała nic do swej głowy.
Kiedyś
zjadła też poduszkę,
co na
płocie się wietrzyła,
pióra
jak puch białe lecą,
ona
się nie zasmuciła.
Mama
Zochny kiwa głową,
co
jej córka znów zbroiła,
więc
do męża Waldemara,
tymi
słowy przemówiła.
Trzeba
porozmawiać z córką,
żeby
się uspokoiła,
może
skarcić troszkę trzeba,
aby
więcej nie broiła.
I tym
razem się upiekło,
ojciec
swoim łbem pokiwał,
z
małą, śmieszną kozią bródką,
złego
się nie doszukiwał.
Matka
ręce załamuje,
że
jej córka tylko psoci,
nie
chce słuchać swych rodziców,
wszystko
wkoło ogołoci.
Przeskoczyła
raz przez płotek,
do
ogródka się dostała,
zniszczyła
kilka sztachetek,
kapustą
się zajadała.
Obskubała
wszystkie drzewa
z
kory i zielonych liści,
winogrona
zaś z pergoli,
obskubała
z wszystkich kiści.
Matka
patrzyła z oddali,
co
też robi mała kózka,
wzięła
kija, by z ogródka
wygonić
tego intruzka.
Stary
cap stanął w obronie,
swojej
córki ukochanej,
nie
pozwolił skarcić córki,
uciekła
więc do obórki.
Stara
koza lamentuje,
jakie
szkody jej zrobiła
i w
tym czasie przed chałupą,
dzbanek
ze śmietaną zbiła.
Szkoda
dzbanka i śmietany,
sztachet
w płocie, też kapusty,
trzeba
porozmawiać z Zochną,
przemówić
jej w rozum pusty.
Mała
kózka wysłuchała,
co
jej mama powiedziała,
odwróciła
się na ratce,
po
podwórku poskakała.
Na
wóz z sianem raz wskoczyła,
do
stodoły pojechała,
przykucnęła
cicho z boku,
rolnikom
się przyglądała.
Tu
nie zabawiła długo,
choć
siano jej smakowało,
usłyszała
lament mamy,
pewnie
znowu jej szukano.
Mała
kózka więc wróciła,
na
podwórko, skąd wybyła,
gdy
ją zobaczyła mama,
to
się bardzo ucieszyła.
Gdzie
chodziłaś córko moja,
nie
oddalaj się daleko,
możesz
zgubić się na dobre,
spaceruj
tu niedaleko.
Żebym
mogła widzieć ciebie,
bo
gdy będziesz potrzebować,
tata
oraz twoi bracia,
będą
mogli cię ratować.
Zagrożeń
wszędzie jest dużo,
przy
dorosłych lepiej być,
oni
zawsze cię obronią
i
spokojnie możesz żyć.
Mała
kózka podskoczyła,
dwa
razy się obróciła,
raz
na schody, raz na płotek,
jednym
susem naskoczyła.
Ciągle
broi mała kózka,
bracia
za nią wciąż biegają,
mama
z tatą ją kochają,
na
wszystko jej pozwalają.
Zobaczyła
raz na polu,
jakiś
potwór sobie stoi,
z
jedną nogą, w kapeluszu,
ale
ona się nie boi.
Zochna
blisko się zakradła,
by
zobaczyć kto to taki,
to
zwyczajny strach na wróble,
który
straszy wszystkie ptaki.
W
marynarkę jest ubrany
i
kapelusz z dużym rondem,
na
spodniach ma łaty wielkie,
może
straszyć swym wyglądem.
Wszystkie
ptaki uciekają,
przed
strachem z tymi łatami,
mała
kózka w jednej chwili
zaskoczyła
go figlami.
Łapie
go za rękaw długi,
w
koło powolutku chodzi,
chce
kapelusz z głowy zerwać,
ale
jej to nie wychodzi.
Nie
chce dawać za wygraną,
kilka
razy więc skakała,
mała
nóżka się omsknęła
i w
dwóch miejscach się złamała.
Pojechała
mama z kózką,
prześwietlenie
jej zrobili,
złożyli
złamaną nóżkę,
opatrzyli,
w gips włożyli.
W
łóżku leży mała kózka,
już
nie psoci, już nie skacze,
boli,
ciągle mówi mamie,
całymi
nocami płacze.
Mała
kózka myśli sobie,
gdybym
starszych posłuchała,
teraz
zamiast leżeć w łóżku,
po
podwórku bym brykała.